Jakie będą najbliższe lata dla branży budowlanej? Dariusz Blocher, prezes Budimex SA, największej polskiej spółki budowlanej, przewiduje, że powinny być dobre, choć pilnej zmiany wymaga otoczenie prawne. – W Polsce nadal panuje dyktat najniższej ceny – tłumaczy w rozmowie z portalem Money.pl.
– Dzięki środkom unijnym rynek na pewno urośnie, ale ważne jest, na jakich warunkach będą zawierane kontrakty. Skumulują się one w 2016 roku, bo wtedy będzie wykonywana większość inwestycji. To grozi wzrostem cen materiałów i robocizny, a w składanych ofertach, które widziałem, nie ma rezerw na nieprzewidziane okoliczności – ostrzega Dariusz Blocher. – Kontrakty nie przewidują waloryzacji, dlatego możemy mieć powtórkę z problemów, które pojawiłysię już w poprzedniej perspektywie unijnej. Może nie tak dramatyczną jak podczas kryzysu, bo wiele firm się sparzyło i na pewno wyciągnięto odpowiednie wnioski. Są jednak nowi gracze, którzy nie mają tego doświadczenia. Podsumowując, będzie napływ nowych inwestycji, co spowoduje wzrost zatrudnienia, ale uwaga na rentowność, bo może się powtórzyć sytuacja, z którą zmagaliśmy się w ciągu ostatnich pięciu lat.
Blocher podkreśla, że większość podmiotów, takich jak GDDKiA czy miasta i powiaty, wciąż za podstawowe kryterium w przetargach uznaje najniższą cenę.
– Nowelizacja ustawy Prawo zamówień publicznych jest kosmetyczna i przepisy po zmianach będą tak naprawdę martwe. Selekcja powinna być dokonywana pod kątem doświadczenia w realizacji podobnych zamówień, wiedzy, posiadanej kadry i potencjału firmy odpowiedniego do zakresu zasobów oraz ubezpieczeń, którymi dysponuje wykonawca – mówi prezes Budimeksu. – Wtedy przestałoby rządzić kryterium najniższej ceny. W tym miejscu apeluję do firm, by bardziej koncentrowały się na ocenie ryzyk, bo wkrótce wszystko zacznie drożeć, będziemy musieli zwiększyć pensje pracownikom, więcej zapłacimy też za paliwo i energię. To wszystko trzeba przewidywać w cenach, byśmy za kilka lat nie mieli w Polsce plagi bankructw i rozgrzebanych budów.
Szef Budimeksu tłumaczy, że wiele firm w Polsce wpadło w kłopoty dlatego, że nie wypracowały mechanizmów przewidywania, jakim wynikiem skończy się kontrakt. Zachwycano się tym, że w danym momencie oferta wyglądała atrakcyjnie, tymczasem na koniec okazywało się, że kontrakt finiszuje ze stratą. Jest też sceptyczny, jeśli chodzi o potencjał rozwoju całej branży budowlanej do 2020 roku dzięki napływowi gotówki z nowej perspektywy UE.
– Myślę, że po 2020 roku Polska już nie dostanie tak dużych pieniędzy na inwestycje infrastrukturalne. Wtedy wszystko będzie zależało od budżetu państwowego i samorządowego. Moim zdaniem, pieniędzy na inwestycje zabraknie i czeka nas zastój – przewiduje Blocher. – Polskie firmy budowlane będą musiały uciekać za granicę i tam walczyć o kontrakty albo poszukać innego źródła przychodu, np. w usługach.
Przypisy / Źródła / Podstawa prawna
Fot. Gaf.arq (Own work) [CC BY-SA 3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0) or GFDL (http://www.gnu.org/copyleft/fdl.html)], via Wikimedia Commons
Źródło: Money.pl