Zarządca sukcesyjny to wyjście awaryjne, dobrze jest zaplanować sukcesję za życia. To ostateczny test wielkości właściciela. Jeśli właściciel firmy rodzinnej chce zwiększyć szanse na efektywną sukcesję, warto zmienić optykę – to nie akt notarialny, tylko proces: międzypokoleniowa wspólna wizja, którą trzeba mądrzej zaplanować i jeszcze mądrzej przeprowadzić.
Nigdy dotąd zainteresowanie firmami rodzinnymi nie było tak duże jak obecnie. To ich upór i wytrwałość złagodził skutki ostatniego kryzysu i to ich chęć trwania i długoterminowa perspektywa uchroni gospodarkę przed kolejnym kryzysem i związanymi z nim perturbacjami.
Firmy rodzinne to podstawa ekonomii nie tylko w Europie, gdzie historia familijnych biznesów sięga często kilku pokoleń, ale również i w Polsce, w której zmiany ustrojowe doprowadziły do uwolnienia gospodarki i rozkwitu wielu przedsiębiorczych inicjatyw. Dziś trudno nie zauważyć ich wkładu w tworzenie nowych miejsc pracy, ich wpływu na eksport i na rozwój gospodarki narodowej. Firmy rodzinne stały się pozytywnym punktem odniesienia i mocnym kontrargumentem w dyskusjach na temat zachłannych, krótkowzrocznych praktyk i finansowych akrobacji wielkich koncernów. Firmy rodzinne myślą i działają wielopokoleniowo, a ich głównym wyzwaniem jest budowanie potencjału długowieczności. I właśnie teraz, jak nigdy do tej pory, firmy rodzinne w Polsce potrzebują wsparcia. Wsparcia w efektywnym zaplanowaniu zmiany pokoleniowej.
Nie od razu Rzym zbudowano!
Jako kraj różnimy się od państw Europy Zachodniej tym, że żelazna kurtyna i upaństwowienie z roku 1955 przerwało w Polsce wielopokoleniową ciągłość biznesu rodzinnego. Mamy też teraz nad Wisłą szczególną sytuację, gdyż zmiana pokoleniowa właśnie się zaczęła na dobre. Tylko że my, Polacy, o sukcesji i właściwych mechanizmach ładu rodzinnego dopiero się uczymy. Nie dość, że gonimy gospodarczo Zachód, to jeszcze równolegle musimy nauczyć się przekazać biznes w ręce kolejnego pokolenia, bo robimy to po raz pierwszy. Niemcy mówią, że sukcesja to najważniejszy projekt w życiu właściciela firmy rodzinnej, bo robi się go tylko raz. Albo się uda i mamy szansę na długowieczność i budowanie globalnych marek rodzinnych z polskim kapitałem, albo mamy czarny scenariusz, nierzadko okupiony dramatem rodzinnym. Powiedzenie „Nie od razu Rzym zbudowano” idealnie wpisuje się w przedsiębiorczość rodzinną. Zachodnim gospodarkom zbudowanie obecnej pozycji takich rodzinnych potęg biznesowych jak Miele, Bosch, VW, Victorinox, BIC czy Beretta nie zajęło 30 lat, czyli tyle, ile trwa nasza wolność gospodarcza, a często wiele pokoleń. W tym czasie firmy rozwijane były przez kolejne generacje założycieli i traktowane jako sztafeta pokoleń. Każde kolejne pokolenie nie zaczynało od zera, tylko miało już do dyspozycji coraz bardziej rozpędzony wehikuł, którym była otrzymywana w schedzie po poprzednim pokoleniu firma. Wehikuł z całymi strukturami, portfolio klientów, relacjami, zbudowaną marką. Żeby w Polsce było podobnie, potrzebny jest czas i dobre przeprowadzenie procesu sukcesji.
Pozostałe 82% artykułu dostępne jest dla zalogowanych użytkowników serwisu.
Jeśli posiadasz aktywną prenumeratę przejdź do LOGOWANIA. Jeśli nie jesteś jeszcze naszym Czytelnikiem wybierz najkorzystniejszy WARIANT PRENUMERATY.
Zaloguj Zamów prenumeratę Kup dostęp do artykułuMożesz zobaczyć ten artykuł, jak i wiele innych w naszym portalu Controlling 24. Wystarczy, że klikniesz tutaj.