Zapowiadana premiera nowego filmu Patryka Vegi „Polityka” za sprawą umiejętnie dozowanych „teaserów” (trailerów, zwiastunów, zajawek…) wzbudza rzecz jasna ogromne zainteresowanie, o emocjach nie wspominając. Zapowiedzi pozwu przeciwko twórcy filmu składane przez słynnego już (a na pewno symbolicznego) Bartłomieja M. dodatkowo podgrzewają atmosferę, za nic mając tegoroczne letnie gorączki klimatyczne.
Owa ekscytacja wydaje się częścią całego ciągu wydarzeń filmowych ostatnich lat, które mierzą się z wyzwaniami społeczno-politycznymi w naszym kraju. Pamiętamy wstrząsającą „Drogówkę” Wojciecha Smarzowskiego oraz ubiegłoroczny „Kler”, które nadały nowy wymiar sztuce zaangażowanej. Filmy braci Sekielskich – ten „kościelny” obejrzany już przez miliony, i ten zapowiadany „parabankowy” to kolejne elementy zjawiska – mimo gatunkowej odmienności obu produkcji.
Jestem tylko konsumentem dzieł spod znaku dziesiątej muzy, więc nie będę próbował wyodrębniać i definiować nowych trendów w polskim kinie. Mam tylko wrażenie, że dylematy bohaterów filmów Krzysztofa Zanussiego – wybitnego twórcy „kina moralnego niepokoju” – dziś straciły nieco na dramatyczności.
Jedno jest pewne, mimo mrocznego w swej istocie okresu PRL-u, częściowo za sprawą prewencyjnej cenzury, sztuka zaangażowana wznosiła się na wyżyny subtelności przekazu, puszczania filuternego oczka do bardziej wyrobionej widowni, czy ucieczki w abstrakcje typu „to jest miś na miarę naszych możliwości”. Natomiast kino „nowego polskiego hiperrealizmu” (czyżbym jednak nie oparł się pokusie kategoryzacji?) wali po oczach niczym gaz pieprzowy w czasie ulicznych bitew w Białymstoku.
W tym wszystkim mocno zastanawiające jest upodobanie twórców (ale także widzów) do dosłowności i jednoznaczności przekazu. Dobrze byłoby, od czasu do czasu, usiąść w kinowym fotelu i nakarmić duszę (popcorn wykluczony), ukoić nerwy, nasycić oczy i uszy, dotknąć niedotykalnego…
Tymczasem tak w kinie, jak i w życiu atakują nas sprawy wielkie, ważne, obok których nie można przejść obojętnie. Tu nie ma moralnych niepokojów, żadne fiu-bździu czy ecie-pecie. Tu jest białe, tam jest czarne, pełna polaryzacja, wszyscy posortowani. A my nie mamy tego dość i trwamy w tym „tańcu”, którego końca nie widać. Czy to już taka nasza narodowa karma?
Pozostałe 0% artykułu dostępne jest dla zalogowanych użytkowników serwisu.
Jeśli posiadasz aktywną prenumeratę przejdź do LOGOWANIA. Jeśli nie jesteś jeszcze naszym Czytelnikiem wybierz najkorzystniejszy WARIANT PRENUMERATY.
Zaloguj Zamów prenumeratęMożesz zobaczyć ten artykuł, jak i wiele innych w naszym portalu Controlling 24. Wystarczy, że klikniesz tutaj.