Czy istnieje państwo, w którym związki zawodowe nie zawsze mają rację? Albo takie, w którym obywatele mogą przegłosować związkowców i odrzucić ich znakomite pomysły przy użyciu zwykłej kartki do głosowania? Czy istnieje taki kraj, w którym wygrywa zdrowy rozsądek, a obywatele nie chcą być uszczęśliwiani na siłę? Może nie ma takiego państwa? Otóż zapewniam, że jest. Leży niedaleko, w Europie. Proszę przeczytać do końca, a okaże się, jaki kraj mam na myśli.
Czy istnieje państwo, w którym związki zawodowe nie zawsze mają rację? Albo takie, w którym obywatele mogą przegłosować związkowców i odrzucić ich znakomite pomysły przy użyciu zwykłej kartki do głosowania? Czy istnieje taki kraj, w którym wygrywa zdrowy rozsądek, a obywatele nie chcą być uszczęśliwiani na siłę? Może nie ma takiego państwa? Otóż zapewniam, że jest. Leży niedaleko, w Europie. Proszę przeczytać do końca, a okaże się, jaki kraj mam na myśli.
Kilka miesięcy temu odbyło się w tym państwie referendum. Pytano ludzi, czy rząd powinien ograniczać wysokość pensji menedżerów w prywatnych firmach. Związkowcy przekonywali, że spore różnice między najwyższą a najniższą płacą w firmie są niemoralne, społecznie szkodliwe oraz nie mają ekonomicznego uzasadnienia. Widać jednak, że „obrońcy ludu” wszędzie używają tego samego słownictwa. Tylko co lud ma do tego, w jaki sposób dzieli się kasę w prywatnych firmach? Nikt nie zakazuje o tym pisać czy nawet głośno mówić. Jeżeli jednak właściciel lub właściciele mają pieniądze, a praca menedżera kosztuje tyle, na ile wycenia ją rynek, to nikomu nic do tego. Niech właściciel określi, ile będzie płacił prezesowi, a ile portierowi. Niech wynika to z rachunku ekonomicznego właściciela, a nie z decyzji polityka, urzędnika lub działacza związkowego. Zresztą taką opinię wyraziła większość mieszkańców tego państwa i związkowy pomysł upadł. Zainteresowała się nim jednak Bruksela, co dla menedżerów nie jest dobrą wiadomością, ponieważ urzędnicy, gdy tylko mogą coś uregulować za pomocą dyrektywy, czują się jak ryba w wodzie. Ale pożyjemy, zobaczymy, może nie będzie tak źle.
Nie tak dawno w tym kraju odbyło się kolejne referendum. Tym razem związkowcy zaproponowali podniesienie płacy minimalnej do… nieważne ile. W każdym razie byłaby to najwyższa płaca minimalna na świecie. Pytają człowieka: czy chcesz być bogatszy i szczęśliwszy niż jesteś obecnie, a ludzie mówią zdecydowanie „nie”. Nie chcą podniesienia wynagrodzeń. Chorzy czy tylko normalni inaczej? Okazuje się, że ani jedno, ani drugie. Zdrowi i normalni. Ich jedyną wadą jest to, że potrafią dobrze liczyć. Ponoć w tym kraju jest to rzecz dość powszechna. Obywatele policzyli, że pomysł związków zawodowych drogo by wszystkich kosztował, gdyż to podatnicy musieliby zapłacić za ten wspaniały prezent. Związkowcy chcą uszczęśliwić ludzi, a ci nie chcą! Jak można rządzić w takim państwie? Co więcej, związki zawodowe przegrywają referendum i nie domagają się spotkania z szefem rządu, nie wychodzą na ulice, nie palą opon, nie krzyczą: „złodzieje”, nie grożą strajkiem generalnym. Nienormalny kraj, a może taki model powinien być normą… Niektórzy dodają nieśmiało: po prostu edukacja oraz świadomość podstawowych zasad ekonomii jest w tym kraju na wyższym poziomie niż europejska średnia. Chyba tak… nawet z pewnością tak. W tym państwie zdecydowana większość wie, że nie ma nic za darmo, za wszystko trzeba zapłacić. Proste? Nie dla wszystkich.
Zapomniałbym: płaca minimalna miała wynosić cztery tysiące franków, a ten kraj to Szwajcaria. Ktoś powie: przy takiej pensji to nawet nasi związkowcy by nie protestowali. Cóż, nie jestem taki pewien. Skoro minimalna płaca wynosi cztery tysiące, to równie dobrze może wynosić pięć tysięcy. W czym problem? Gustaw Kramer, bohater filmu „Vabank”, mawiał: „Szwajcaria, tu się oddycha”. Czy dzisiaj można by zacytować jego słowa? Z pewnością tak, no chyba że jesteś związkowcem…