Pod koniec ubiegłego roku do naszej rzeczywistości powrócił Stanisław Bareja i jego kultowy film „Miś”. Za sprawą świątecznego prezentu od kolei, młodzi ludzie mogli zobaczyć, jak dawniej się podróżowało i jak zdobywało miejsce w przedziale. Mam nadzieję, że teraz uwierzą w opowieści rodziców.
Pod koniec ubiegłego roku do naszej rzeczywistości powrócił Stanisław Bareja i jego kultowy film „Miś”. Za sprawą świątecznego prezentu od kolei, młodzi ludzie mogli zobaczyć, jak dawniej się podróżowało i jak zdobywało miejsce w przedziale. Mam nadzieję, że teraz uwierzą w opowieści rodziców. Rutynowa czynność - wprowadzenie nowego rozkładu jazdy oraz zima (w naszej szerokości geograficznej nie należy do rzadkości, a ostatnia była rok wcześniej) - doprowadziła do całkowitego rozkładu przedsiębiorstwa, którego oficjalna nazwa brzmi: Polskie Koleje Państwowe. W okresie świątecznym nazw nieoficjalnych było więcej (wiadomo pomysłowość rodaków nie zna granic), chociaż dla mnie najbardziej adekwatne do zaistniałej sytuacji było określenie: „Poczekaj, Kiedyś Pojedziesz”. W trudnych dla firmy chwilach często pozostaje nadzieja. Ta - jak wiadomo - umiera ostatnia. Ona umrze wiosną, bo jak powiedział Bogu ducha winny (przynajmniej w opinii części posłów i dwóch pań z bukietem kwiatów) minister infrastruktury, na Wielkanoc na kolei będzie już lepiej. Trzeba mu wierzyć, gdyż w tym roku święta wypadają pod koniec kwietnia. Nie będzie już śniegu i mrozu, a nowy rozkład jazdy pojawi się dopiero w grudniu.
Bezapelacyjnie ma miano Gwiazdora roku zasłużył mini-ster infrastruktury, który krótko przed świętami powiedział, ze nie wybudujemy wszystkich zapowiadanych autostrad, dróg szybkiego ruchu, obwodnic miast. Co wybudujemy do Euro 2012 - minister już nie powiedział. Rosyjski premier Czernomyrdin, mawiał: „chcieliśmy dobrze, ale wyszło jak zawsze”. I jak tu nie wierzyć klasykom... Prezent ministra infrastruktury miał jednak swoje dobre strony. Zmobilizował wszystkich, którzy w marzeniach poruszali się dobrymi polskimi drogami, do pisania listów protestacyjnych, wykupywania płatnych ogłoszeń w największych gazetach, wreszcie do marszów protestacyjnych. Już nie górnicy (wiadomo, muszą pracować, gdyż popyt na węgiel jest duży, a Czesi coraz chętniej chcą kupować nasze kopalnie), nie rolnicy (przygotowują się do wiosny i rozmawiają o KRUS-ie), nie pracownicy służby zdrowia (oni już wszystko)?) załatwili z rządem), tylko samorządowcy atakują siedzibę premiera. Miesiąc po wyborach, a oni ciągle walczą...
Prezent od ministra infra-struktury i prezesów PKP (jest ich ponad trzydziestu) to nie jedyne świąteczne upominki. Od pewnego czasu możemy szybciej jeździć po naszych niektórych drogach. Jeden senator tak sobie wymyślił, reszta go poparła i tylko policja przekonuje nas, że przyczyną większości wypadków jest nadmierna prędkość. Cały świat ogranicza prędkość, wprowadza drakońskie stawki mandatów i buduje drogi. Ale gdzie jest powiedziane, że cały świat ma rację.Kiedy słuchałem premiera oznajmującego, że zasady działania funduszy emerytalnych są niesprawiedliwie i trzeba je zmienić (zasady oczywiście), to zmieniłem zdanie. Gwiazdorem roku jest premier, ponieważ on nie wybiera; obdarowuje wszystkich pracujących, obecnie i w przyszłości.
Tylko Gwiazdor znad Zatoki Perskiej i Rezerwy Federalnej USA trochę się spóźnił. Zdążył jednak przed prawosławną wigilią przynieść prezent w postaci wyższych cen ropy naftowej i notowań dolara. Tylko dlaczego cena benzyny jest najdroższa w Płocku, stolicy polskiego przemysłu naftowego? Tego nie wie nikt.
Skromniejszych prezentów życzę na następną Gwiazdkę. Chociaż wątpię, czy się spełni to życzenie. W roku wyborczym nic złego nam nie grozi (jeżeli nie liczyć nierealnych obietnic), ale potem za ten spokój trzeba będzie zapłacić. Pozorny.