„Do roboty, Panowie!” - Kto i do kogo powiedział te słowa? Marek Belka, wówczas premier mniejszościowego rządu, zwrócił się tymi słowy do przedstawicieli narodu, czyli posłów. Po ponad czterech latach nieobecności w polityce i mediach Marek Belka powraca na polityczne salony. Nieobecność medialna była na tyle skuteczna, że nawet promotor jego powrotu, występujący w trzech postaciach – marszałka Sejmu, pełniącego obowiązki prezydenta i kandydata na prezydenta – Bronisław Komorowski nie bardzo orientował się, gdzie ostatnio pracował przyszły szef Banku Centralnego.
Dla jednych bezpartyjny fachowiec, dla innych współczesny Janosik, który zabrał bogatym i włożył do wspólnego garnka (podatek od zysków kapitałowych, tzw. podatek Belki). Sam o sobie mówi, że jest „lewicowym ekstremistą wśród liberałów” lub „liberalnym ekstremistą wśród lewicowców”.
W komentarzach po wyborze nowego prezesa NBP dominują dwa słowa: spokój i niezależność. Spokój w relacjach między zarządem Banku a R adą Polityki Pieniężnej, niezależność zaś w relacjach z rządem (Ministrem Finansów), a także Pałacem Prezydenckim. Hasło „Do roboty Panowie!” gwarantuje niezależność? Spór w świecie finansów, którego centrum znajduje się przy ul. Świętokrzyskiej w W arszawie (przy tej ulicy mieści się siedziba NBP i Ministerstwa Finansów) jest rzeczą normalną. W każdym kraju Prezes Banku Centralnego spiera się ze strażnikiem państwowej kasy. Różnica polega na tym, że opinia publiczna dowiaduje się o wyniku tego sporu, a nie o jego przebiegu. Doświadczenie i autorytet Marka Belki pozwalają żywić nadzieję, że będzie normalnie. Kadencja trwa sześć lat. W tym czasie odbędą się kolejne wybory prezydenckie, dwukrotnie wybierzemy parlament (jeżeli nie przytrafi się nam skrócona kadencja). Zmienią się premierzy, ministrowie finansów, a P rezes Banku Centralnego będzie ciągle ten sam. I to budzi największą nadzieję. Na niezależność i spokój.
W wywiadzie dla „Polityki” Marek Belka podał dość prostą receptę na pozytywny odbiór polskiej rzeczywistości. Niestety, nie dla wszystkich do zastosowania. Otóż wystarczy na kilka lat wyjechać z kraju i już inaczej postrzegamy rodzime realia: trudno podróżować po polskich drogach, bo są masowo remontowane; korupcja w P olsce jest mniejsza niż nie tylko na Wschodzie, ale i na Południu; państwo nie dusi przedsiębiorczości, a start w biznesie jest stosunkowo łatwy, zaś polska klasa polityczna jest dzisiaj lepiej wyedukowana.
Jakby na potwierdzenie tych ostatnich słów jeden z polityków skomentował wybór prezesa NBP stwierdzeniem: „Marek Belka stracił ciepłą posadkę (w podtekście: został zwolniony) w Międzynarodowym Funduszu Walutowym i musiał poszukać pracy w P olsce”. Zdecydowanie więcej polityków identyfikowało się ze światłą myślą, zgodnie z którą „z wyborem Prezesa Banku Centralnego nie trzeba się było tak spieszyć”. W tym myśleniu można pójść dalej: jeżeli Prezes Banku Centralnego jest niepotrzebny w czasie kryzysu, to w spokojnych czasach tym bardziej jest zbędny. Pensję ma dużą, więc NBP trochę zaoszczędzi. Panie prezesie, niektórzy politycy myślą, ale czasami inaczej. Nie wszyscy oni dotarli do tych stron podręcznika z ekonomii, gdzie mowa jest o zaufaniu i wiarygodności Banku Centralnego, a tym samym o zaufaniu do rodzimej waluty. I to właśnie oni będą Panu przypominali, że szefowanie Bankiem Centralnym to przede wszystkim robota polityczna, a dopiero potem może Pan realizować swoje wizje ekonomiczne. Spokój panujący na pierwszym spotkaniu z posłami może się już nie powtórzyć. Niestety.