Maraton wyborczy wywołał we mnie ducha przedsiębiorczości. Jedna z ważnych postaci zwycięskiego obozu powiedziała w audycji radiowej, że jego partia „nie wycofuje się z wyborczych obietnic, o ile budżet na to pozwoli”. Słowa te padły już po wyborach, ale dla mnie stanowiły biznesową inspirację.
Na czym polega mój pomysł na biznes, a raczej na small biznes? Otóż już dzisiaj chciałbym założyć sklep z wyborczymi gadżetami. Będzie to inwestycja długoterminowa. Zwrotu zainwestowanego kapitału oczekiwałbym za cztery lata. Biznesplan zakłada, że dzisiaj pozbieram wszystkie przedwyborcze obietnice, nie tylko zwycięskiej partii, ale także tych, którym udało się wejść do parlamentu, oraz tych, dla których rozpoczęło się życie pozaparlamentarne. Przez następne tygodnie i miesiące będę zbierał wszystkie wypowiedzi, szczególnie te, w których posłowie będą mówili, co już zrealizowali ze swojego programu, a także te, w których publicznie tłumaczą się, dlaczego nie mogą zrealizować swoich obietnic.
Trzeba będzie także zbudować zestawienia rozkładu głosów posłów, opowiadających się „za” lub „przeciw” przyjmowanym ustawom. Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji, czy moja firma skoncentruje się tylko na sprawach gospodarczych, czy też rozwinie szeroki front aktywności i zajmie się także problematyką ustrojową lub międzynarodową.
W pierwszym etapie nakłady inwestycyjne na rozkręcenie biznesu nie powinny być zbyt duże. Wystarczy komputer i dostęp do Internetu.
Może trzeba jeszcze zagwarantować sobie możliwość korzystania z biblioteki (należę do tej grupy osób, które nadal pamiętają, że jest taka instytucja). Zakładam, że w pierwszym etapie moja firma będzie jednoosobowa.
Na czym zamierzam zarabiać pieniądze? Otóż mój biznesplan zakłada znaczny wzrost świadomości obywatelskiej, a przede wszystkim świadomości ekonomicznej. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to najbardziej ryzykowny element biznesowych założeń. Tym bardziej że poziom ekonomicznej wiedzy Polaków, jak pokazują badania przeprowadzone przez ekspertów z Centrum im. Adama Smitha, nie jest – mówiąc enigmatycznie – zadowalający. Ale kto nie ryzykuje, ten…
Powyższe założenie jest niezbędne, gdyż tylko ono może generować popyt na ściągawki wyborcze. Zakładam, że za cztery lata powstanie zapotrzebowanie na odświeżenie pamięci przed kolejną licytacją na przedwyborcze obietnice. Wówczas każdy wyborca będzie mógł kupić wyborczą ściągawkę i przypomnieć sobie to wszystko, co już było mu obiecane. Ściąga będzie też wydrukowana, aby każdy mógł zabrać ją na spotkanie przedwybocze z kandydatem na posła. Jestem przekonany, że dzięki niej będzie mógł odświeżyć pamięć wszystkim ponownie ubiegającym się o nasz głos.
Z rynku płyną już pewne sygnały, że zapotrzebowanie na mój produkt może pojawić się wcześniej niż za cztery lata. Może więc uda się zrealizować biznesplan wcześniej. Przynajmniej muszę być przygotowany na taką ewentualność.
Przede mną jeszcze wiele pracy. Muszę między innymi pomyśleć o strategii marketingowej i promocyjnej. Może np. trzeba będzie „ściągawkę” dostarczyć do parlamentu, aby niektórym posłom przypomnieć to, do czego zobowiązywali się w trakcie ostatniej kampanii wyborczej. W rozkręceniu swojego biznesu liczę na pomoc posłów i ich kreatywność. Wiem, że na tym z pewnością się nie zawiodę.