Jakie są cechy dobrego polityka? Musi uchwalać prawo (niekoniecznie powinien znać się na materii, w której się wypowiada i głosuje, przecież i tak nie ponosi odpowiedzialności). Następnie musi wytrwale bronić własnego zdania oraz zdania swojej partii, nawet jeżeli wokół narasta krytyka.
Może to trwać latami. Musi zatem być czujny, aby wyczuć moment, w którym dochodzi do całkowitej kompromitacji przyjętych zapisów ustawowych albo istniejącego stanu rzeczy nie da się dłużej tolerować. Dlaczego jedną z jego cech powinno być zachowanie rewolucyjnej czujności? Odpowiedź jest prosta: jest to doskonały moment, aby błysnąć propozycjami nowych rozwiązań, zgodnie hasłem „a nie mówiłem” i uruchomić lawinę pomysłów. Polityk zatem musi być we właściwym miejscu, o właściwym czasie. Gdy mleko się rozlało i nie ma czego bronić, i można krytykować (wręcz trzeba), polityk musi przekonać opinię publiczną, że już od dawna krytycznie odnosił się do ustawowych zapisów, ale w swojej walce ze złym prawem (odważniejszy polityk powie „z głupotą”) nie miał sojuszników (we własnej partii, ale także w opozycji) i nie było dla tej jego wewnętrznej walki sprzyjającego klimatu politycznego. Okazuje się, że wszyscy w kuluarach czy na przysłowiowych imieninach cioci krytykowali istniejące zapisy, tylko nie było warunków, aby krytykę upublicznić. Kiedy zapisy prawne już całkowicie się skompromitowały, wtedy można głośno krytykować. Ponieważ krytyka musi być konstruktywna, więc giełda z nowymi pomysłami rusza z szybkością japońskiego superekspresu. W czasie tej licytacji trzeba tylko uważać, aby nie przejechać stacji docelowej.
Zejście Chińczyków z placu budowy autostrady uruchomiło lawinę propozycji zmian. W ustawie o autostradach i drogach szybkiego ruchu? Nie, w ustawie o zamówieniach publicznych, krytykowanej od chwili jej uchwalenia. Dzisiaj politycy wytykają błędy, o których wszyscy mówili od lat i od lat przekonywali, że ustawa ta będzie podatników drogo kosztowała. Nie może być inaczej, skoro dużą inwestycję chce realizować firma wielobranżowa „Kowalski i szwagier”, posiadająca dwie łopaty, kielnię, taczkę i rozlatujące się auto, służące do przewozu pracowników i narzędzi. Firma ta ma również niezbędne doświadczenie zdobyte (na czarno) na budowach w N iemczech. Jednak kryzys w E uropie i nostalgia za krajem spowodowały, że wróciła na polskie budowy, aby tu i teraz wykorzystać swoje niemieckie (unijne) doświadczenia. Aby wzmocnić swoje szanse w przetargu, „Kowalski i szwagier” gwarantują, oprócz najlepszych fachowców, także najniższą cenę. Ich biznesplan przewiduje, że nic na tej budowie nie zarobią, a nawet do niej dołożą. I jak tu wierzyć tym, którzy mówią, że nie jesteśmy narodem skłonnym do działalności charytatywnej? I jak wierzyć w wypowiedziane ponad dwadzieścia lat temu słowa Joanny Szczepkowskiej, że „w P olsce skończył się socjalizm”? W słusznie minionym systemie państwo dopłacało do wszystkiego. W polskim kapitalizmie do przetargów publicznych dopłaca podatnik.
Pomysły na to, jak przyspieszyć budowę autostrad, pojawią się wiosną przyszłego roku, gdy nawet do największych niedowiarków (optymistów?) wreszcie dotrze banalna prawda, że przed piłkarskim świętem nie zdążymy zrealizować Narodowego Planu Budowy Autostrad. Okrojonego planu, można powiedzieć, parafrazując słowa jednego z ministrów rządu Nikodema Dyzmy – „planiku”.
Polityk nie musi myśleć i przewidywać konsekwencji swoich decyzji. Ponosi konsekwencje osobiste – polityczne. W następnej kadencji nie będzie posłem, ale tak jak Staszek z jednej z partii może „sprawdzić się w biznesie”. Może dlatego mamy tabuny polityków i żadnego męża stanu. Niestety.