Miałem sen. Śnił mi się premier stanowczo oznajmiający, że ma dość wysokich cen cukru i złożył zdecydowaną deklarację walki ze spekulacją.
Zastanowiłem sie chwilę, jak ma się ta deklaracja do budowanej od ponad dwudziestu lat gospodarki rynkowej i jak będzie wyglądała współczesna IRCH -a (dla młodszych czytelników przypomnienie: pomysłodawcą tej instytucji był gen. Wojciech Jaruzelski, a jej celem było – w okresie stanu wojennego – kontrolowanie cen i poszukiwanie spekulantów podnoszących ceny „w sposób nieuzasadniony”; w latach słusznie minionych, gdy gospodarka stała na głowie, zysk był sprzeczny z ideą równości i sprawiedliwości społecznej – na to, że na pustych półkach nie bardzo było co kontrolować, nikt specjalnie nie zwracał uwagi). Nagle we śnie zobaczyłem celników, którzy wrócili na naszą zachodnią granicę i kontrolowali, czy nie przywozimy z N iemiec (oczywiście w celach spekulacyjnych) nadmiernych ilości cukru. Produkt ten jest w P olsce symbolem walki ze spekulacją (lata 50.) oraz reglamentacją (kartki wprowadzone na okres przejściowy w połowie lat 70. przetrwały do końca lat 80.). Wiedzą o tym także Niemcy, którzy w obawie przed polskimi spekulantami zaczęli ograniczać sprzedaż tego strategicznego towaru. Ciekawe jak rozróżniają klienta swojego od polskiego? Proszą o paszport czy tylko spoglądają głęboko w oczy? A może zadają pytanie: po ile dzisiaj cukier w P olsce?
Już kiedyś premier spotykał się z szefami koncernów naftowych w celu skłonienia ich do obniżenia ceny benzyny. Powinien jednak porozmawiać ze swoim ministrem finansów, aby ten obniżył podatki i akcyzę. Powinien porozmawiać z przewodniczącym Komisji Europejskiej, aby ta obniżyła poziom akcyzy obowiązujący we wszystkich państwach Unii. Powinien porozmawiać z pułkownikiem Kadafim, aby poddał się do dymisji, co zakończy rewolucję w L ibii i wpłynie na niższe ceny ropy naftowej na światowych giełdach. Powinien także porozmawiać z szefem Rezerwy Federalnej, aby wpłynął na osłabienie dolara wobec naszej waluty. W ten sposób będziemy kupowali tanią ropę naftową, a fiskus będzie mniej pazerny. Wówczas można porozmawiać z szefami koncernów naftowych (państwo ma w nich nadal spore udziały) i złożyć im propozycję nie do odrzucenia. Jest to jedak mało prawdopodobne.
Obudziłem się. Poszedłem do kuchni. Na półce stał kilogram cukru. Poczułem ulgę – chyba nie jestem spekulantem. Otworzyłem gazetę. Wszystko jest dobrze. To nie był sen. To tylko początek kampanii wyborczej, a w jej ramach „poprawianie zasad gospodarki rynkowej” w imię populizmu. Premiera zdenerwowało hasło opozycji, zaczerpnięte z małych sklepików: „U nas wszystko po 4,50”. Ostatnio politycy częściej odwiedzają sklepy, a jest to tak sensacyjne wydarzenie, że w zakupach muszą pomagać im kamery telewizyjne. Cóż, przed wyborami i ewentualnymi debatami telewizyjnymi trzeba wiedzieć, co ile kosztuje, aby być bliżej elektoratu. Stwierdzenie: „żona robi zakupy”, jest politycznie niepoprawne lub nie ma żadnych podstaw. Szybko więc przekształcono hasło reklamowe na hasło polityczne: „W P olsce wszystko po 5 zł”. Może nie wszystko, ale cukier, benzyna i chleb (to jak na razie prognoza). Nic nam nie grozi poza koniecznością zapłacenia rachunku za walkę z wolnym rynkiem. Rachunek za populizm ma jedną zaletę (wadę?) – jest to rachunek z odroczoną płatnością. Będzie on wystawiony w roku 2012, roku Mistrzostw Europy w P iłce Nożnej i I grzysk Olimpijskich w L ondynie. I roku powyborczym. Następne dopiero w 2015.