Jaka jest najpopularniejsza profesja w ostatnich miesiącach? Oczywiście, zawód kelnera. Nie jestem jednak pewien, czy znajdzie to swoje odbicie w następnym rankingu zawodów obdarzanych największym zaufaniem. Obawiam się, że jednak nie.
Jaka jest najpopularniejsza profesja w ostatnich miesiącach? Oczywiście, zawód kelnera. Nie jestem jednak pewien, czy znajdzie to swoje odbicie w następnym rankingu zawodów obdarzanych największym zaufaniem. Obawiam się, że jednak nie.
Kilka dobrych warszawskich restauracji (a może na ten sam pomysł wpadli kelnerzy w innych miastach, tylko jeszcze o tym nie wiemy?) rozszerzyło zakres świadczonych usług. Stało się tak dlatego, że grupa kelnerów, zamiast narzekać na niskie zarobki i niewielkie napiwki, wzięła sprawę w swoje ręce. Przeszli oni dodatkowe kursy z zakresu posługiwania się sprzętem rejestrującym dźwięk i przekształcili salę restauracyjną w studio nagraniowe. Ponieważ mieli jeszcze niewielkie doświadczenie w drugim z wyuczonych zawodów, ograniczyli swoją dodatkową działalność gospodarczą do kilku małych, wydawało się wręcz kameralnych gabinetów, z których korzystały tzw. VIP-y.
W każdym biznesie najważniejsze jest znalezienie klienta. W tym przypadku nie chodzi o tych, którzy przychodzą na lunch lub kolację, lecz o tych, którzy będą studiowali menu. O „melomanów”, którzy z chęcią posłuchają nagranego koncertu – choć bardziej precyzyjne byłoby określenie „miłośników sztuki teatralnej”, ponieważ główni aktorzy nie śpiewali, a jedynie rozmawiali.
Jak się okazało, pomysł „chwycił”. Znaleźli się melomani, którzy z chęcią zapłacili za możliwość obcowania z nagraniami, a po ich wysłuchaniu odsprzedali (lub tylko użyczyli) innym, aby sztuka – jak mawiał wieszcz – „trafiła pod strzechy”. Melomani byli więc bardzo prospołeczni. Nie chcieli „sztuki” tylko dla siebie. Od początku pragnęli podzielić się nią z opinią publiczną. Niektórzy powiedzieliby: altruizm, inni użyliby bardziej współczesnych określeń – było to działanie w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu.
Teatr był tani, ponieważ osoby dramatu nie potrzebowały np. charakteryzacji. Każdy dobry aktor twierdzi, że przed spektaklem zawsze ma tremę. Nasi bohaterowie jej nie mieli, gdyż nie wiedzieli, że mówią do milionów. Może to i lepiej. Byli dzięki temu bardziej naturalni, a tym samym wiarygodniejsi. Język, którym się posługiwali, nie zawsze był językiem, którego nie powstydziłby się prof. Miodek. Ale czy w towarzyskiej rozmowie używamy tylko tych słów, których nauczyła nas w szkole pani od języka polskiego? A gdzie język filmu, telewizji czy współczesnej literatury? Korzystamy z niego, oj, korzystamy. Nie dziwmy się zatem „aktorom” występującym w restauracjach. Oni też chcieli być blisko ludu, być lepiej rozumiani.
Słuchając nagrań, zwolennicy kina akcji znaleźli coś dla siebie. Podobnie jak miłośnicy kina moralnego niepokoju, mogli zastanawiać się nad etycznymi aspektami tych nagrań. Smakosze mogli skoncentrować swoją uwagę na wykwintnych potrawach, zwolennicy najnowszych technologii obcować z nowinkami w zakresie sztuki podsłuchów. Dla domowych księgowych też coś się znalazło, a mianowicie wysokość zapłaconych rachunków. Być może gdzieś w głębi serca pojawiło się pytanie: jak taki rachunek ukryć przed żoną? Nasi aktorzy nie mieli podobnego dylematu, bo ich rachunki pokrył podatnik. Czy nie mają racji ci, którzy na pytanie: jaki jest najlepszy samochód?, odpowiadają: służbowy…
Dodatkowe usługi świadczone przez kelnerów, jak zwykli mawiać policjanci lub prokuratorzy, miały charakter rozwojowy. Coraz więcej osób, nie tylko na ważnych stanowiskach, korzysta bowiem z restauracji, a poza tym jesteśmy raczej gadatliwym społeczeństwem. Materiałów na nagrania nie zabraknie.Jakie są zatem najbardziej palące pytania wśród VIP-ów: w których restauracjach bywałem w ostatnich latach? z kim jadłem lunch? I najważniejsze: o czym rozmawialiśmy? Dla sporej grupy może to oznaczać wiele nieprzespanych nocy.