Trudno oprzeć się wrażeniu, że współcześnie praca i zawód to centralna część naszej tożsamości i nie ma w niej miejsca na pokazywanie emocji. O tym, jak bardzo szkodliwy dla naszej psychiki jest taki pogląd i jak niszczące działanie ma w naszym życiu stres, rozmawiamy z Tomaszem Kalko.
Mówi się o stresie, że to plaga XXI w., a przecież ewolucyjnie towarzyszy nam on od zawsze. Czym zatem jest stres, skąd się bierze i dlaczego tak dużo dziś o nim mówimy?
Tomasz Kalko: Dziękuję za to pytanie na początek naszego wywiadu. Jest kilka pakietów wiedzy z zakresu współczesnej psychologii, bez których nie wyobrażam sobie nowoczesnego przywództwa. Wiedza o stresie i emocjach jest właśnie taką wiedzą, którą powinien mieć każdy menedżer odpowiedzialny za organizację, własny rozwój oraz za innych ludzi w organizacji.
Jako cywilizacja przeszliśmy bardzo głęboką zmianę kulturową w bardzo krótkim czasie. Nosimy w sobie mechanizmy, które jeszcze nie zdążyły się zaadaptować do tego, jak żyjemy, ile i jak pracujemy, a nieustannie bardzo mocno na nas wpływają.
Stres jest pochodną strachu, więc zacznę od niego. Strach to reakcja autonomicznego systemu nerwowego, czyli – co ważne! – w niewielkim stopniu jest zależna od naszej świadomości, mająca na celu błyskawiczne przygotowanie nas do reakcji „uciekaj lub walcz” w sytuacji zagrożenia. Jest w nas bardzo silnie zakodowana. Jest tylko jeden problem. Dzisiaj podlegamy innym zagrożeniom, a nasze ciało reaguje systemem, który jeszcze nie zdołał ewoluować, dostosowując się do nowych warunków życia. Czyli widzimy jakieś zagrożenie wynikające z danych, prezes żąda od nas jakiegoś zestawienia w krótkim czasie, wyobrażamy sobie możliwe ryzyka wynikające z jakichś decyzji i w każdej z tych sytuacji nasz autonomiczny układ nerwowy reaguje tak, byśmy byli gotowi do nagłej reakcji fizycznej – „walcz lub uciekaj”.
Adrenalina i kortyzol, które się wydzielają, nie pomagają nam w sytuacjach skomplikowanych reakcji, wymagających analizy. One nas przygotowują do reakcji fizycznej, która nie następuje. Nie bijemy się przecież z szefem. Nie uciekamy na widok danych. Te reakcje systemu nerwowego są po prostu nieadekwatne do sytuacji. Kiedyś nas chroniły, dzisiaj stają się balastem. Raczej je świadomie powstrzymujemy. A tych sytuacji, na które reaguje autonomiczny system nerwowy, po nim układ hormonalny, a za nim całe ciało, jest dużo. Zdecydowanie za dużo. Przetwarzamy ogromne ilości danych. Wchodzimy w interakcję z wieloma znanymi i nie znanymi osobami, które wywierają na nas presję, co ponownie wywołuje reakcje. Te reakcje są nieadekwatne, ale nasz system nerwowy inaczej nie potrafi. Jeszcze nie wypracował sobie narzędzi odpowiednich do tego, jak dziś żyjemy oraz do naszego modelu aktywności.
Powtarzający się strach w efekcie wywołuje stres, uczucie często doświadczanych i przedłużających się bodźców stresowych, na które nie mamy wpływu. I tak dochodzimy do przeciążenia, tak układu nerwowego, jak i hormonalnego. Przestajemy kontrolować nasze reakcje, spada nam kreatywność, czujemy się przemęczeni. Nasza podświadomość krzyczy nam, że już nie chce tego doświadczać. Zaczynamy zużywać rano coraz więcej energii, aby przekonać samych siebie do pójścia do pracy, którą kiedyś kochaliśmy i która była spełnieniem naszych marzeń.
Na ile podatność na stres to nasze uwarunkowania psychiczne, a na ile obiektywne czynniki zewnętrzne, jak wymagająca praca, duża odpowiedzialność, praca w stresogennych warunkach?
Odpowiedzi są dwie i odrobinę się wykluczają, ale tylko pozornie. Badanie na bliźniętach, które zostały adoptowane w okresie niemowlęctwa przez różne rodziny, a więc zostały wychowane w różnych środowiskach, pokazują, że dużo więcej niż sądziliśmy jest zależne od naszego DNA, a nie jest – jak dotychczas przypuszczano – wynikiem socjalizacji środowiskowej.
Reakcja, a właściwie wrażliwość, podatność na stres jest zależna od naszych genów.
Dobra wiadomość jest taka, że rozumiejąc te mechanizmy, możemy powoli adaptować system, który – no właśnie – trochę mamy, a trochę nim zarządzamy.
Jest to powolny proces, ale da się go wypracować. Pierwszym etapem na pewno jest świadomość mechanizmów, jakie w nas zachodzą. Mam nadzieję, że nasza rozmowa będzie dla wielu menedżerów punktem zwrotnym, od którego zaczną świadomie zarządzać tymi reakcjami. To jest właśnie ta dychotomia. Z jednej strony autonomia systemu, z drugiej jego możliwości adaptacyjne.
Pozostałe 76% artykułu dostępne jest dla zalogowanych użytkowników serwisu.
Jeśli posiadasz aktywną prenumeratę przejdź do LOGOWANIA. Jeśli nie jesteś jeszcze naszym Czytelnikiem wybierz najkorzystniejszy WARIANT PRENUMERATY.
Zaloguj Zamów prenumeratę Kup dostęp do artykułuMożesz zobaczyć ten artykuł, jak i wiele innych w naszym portalu Controlling 24. Wystarczy, że klikniesz tutaj.