Z Ludwikiem Sobolewskim, dyrektorem generalnym Giełdy Papierów Wartościowych w Bukareszcie, rozmawiał Wiesław Polakiewicz
Minęło już trochę czasu od pana prezesury na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Może nie tyle wyznaczonego przez rytm kalendarza, ile tego, w którym zaszły głębokie zmiany polityczne, a pewnie wkrótce i gospodarcze. Jak z dystansu ocenia Pan rolę GPW w krwiobiegu polskiej gospodarki w latach 2006-2013?
Takie pytania rzadko padają w publicznym dyskursie, bo ten zdominowany jest przez bieżące wiadomości i prognozy. A przecież retrospekcja jest wartościowa, bo uczy lepszego zarządzania w przyszłości. W roku 2006 zaczął się okres przyspieszonej modernizacji warszawskiej Giełdy. Należało wprowadzać zmiany w organizacji rynków, technologiczne i w standardach obowiązujących na rynku kapitałowym. To dzieło zostało zrealizowane z sukcesem i było sprzężone z ówczesną strategią rozwoju: umiędzynarodowienia polskiego rynku kapitałowego przez pozyskiwanie zagranicznych emitentów, regionalnych i globalnych firm brokerskich, które stawały się członkami GPW, oraz przez marketing regionalnej pozycji GPW, tak aby stała się ona centrum obrotu instrumentami finansowymi w regionie Europy Wschodniej. Wtedy wyszliśmy z wąskich ram, w jakich tkwiliśmy wcześniej – prowincjonalnej, małej giełdy, która za jeden ze swoich największych sukcesów uważała przyjęcie jej do Światowej Federacji Giełd... Tymczasem było to wydarzenie o pewnej symbolice, ale całkowicie pozbawione jakiegokolwiek znaczenia biznesowego. Rola GPW w gospodarce po roku 2006 rosła w postępie geometrycznym z kilku powodów. Po pierwsze, Giełda stała się najlepszym silnikiem dla działań prywatyzacyjnych – sukces jednej transakcji umacniał szanse powodzenia następnych. Nigdy wcześniej nie było tak dobrych relacji z międzynarodowymi bankami inwestycyjnymi, które sprowadziły do Polski największych globalnych inwestorów. Po drugie, Giełda stała się ważnym kreatorem nowych zawodów na rynku kapitałowym i nowych kanałów współpracy między przedsiębiorstwami prywatnymi a giełdą. Procesy te rozwijały się wokół nowo powstałych rynków NewConnect i Catalyst. Giełda ucywilizowała wówczas pozyskiwanie finansowania przez przedsiębiorstwa w drodze emisji obligacji, właśnie tworząc rynek Catalyst. Po trzecie, Giełda skonsolidowała pod swoim dachem obrót energią elektryczną i gazem (przez przejęcie Towarowej Giełdy Energii) oraz podniosła na wyższy poziom zorganizowany obrót obligacjami skarbowymi, przez przejęcie późniejszej spółki BondSpot. Określiliśmy też model tzw. centralnego kontrpartnera transakcji, prowadzony obecnie przez KdPW. Giełda i jej grupa kapitałowa stały się podstawową instytucją infrastruktury sektora finansowego. Jako taka grupa dobrze działa od tego czasu do dzisiaj.
Oczywiście, Giełda pełniła wówczas również inne funkcje strukturalne, takie jak absorbowanie inwestycji OFE dzięki coraz lepszej jakości rynku wtórnego i dynamicznemu rynkowi pierwotnemu akcji, a także przez aktywizowanie inwestorów indywidualnych, obecnych na Giełdzie bezpośrednio i poprzez fundusze inwestycyjne.
Był to też czas, kiedy wspólny wywiad szefa giełdy nowojorskiej i szefa giełdy warszawskiej dla telewizji CNBC z parkietu NYSE wcale nie był czymś niezwykłym. Był to czas, kiedy ludzie z London Stock Exchange zastanawiali się, jak to jest możliwe, że mała giełda z Warszawy pozyskuje rocznie kilkunastu emitentów z tzw. rynków wschodnich, a szef giełdy wiedeńskiej – odwiecznego, choć głównie „publicystycznego” rywala GPW – musiał uciekać się do szyderstw na nasz temat, by jakoś uporać się z rzeczywistością, w której GPW notowała dwukrotnie większe obroty na rynku akcji niż giełda w Wiedniu.
A jednak odpowiedź na pańskie pytanie nie jest jednoznaczna.
Na pewno arytmetyka mówi nam, że nawet we wskazanych przez pana latach finansowanie gospodarki przez giełdę było niewielkie w stosunku do finansowania kredytem. Jest to prawidłowość europejska. Nie widzę przeszkód, by Polska ewoluowała w kierunku większej roli finansowania gospodarki przez instrumenty rynku kapitałowego. Czynniki kulturowe temu sprzyjają – Polacy akceptują większe ryzyko związane z inwestycjami w akcje i obligacje, a długoletnia perspektywa niskich bankowych stóp procentowych dodatkowo do tego zachęca.
Pozostałe 67% artykułu dostępne jest dla zalogowanych użytkowników serwisu.
Jeśli posiadasz aktywną prenumeratę przejdź do LOGOWANIA. Jeśli nie jesteś jeszcze naszym Czytelnikiem wybierz najkorzystniejszy WARIANT PRENUMERATY.
Zaloguj Zamów prenumeratę Kup dostęp do artykułuMożesz zobaczyć ten artykuł, jak i wiele innych w naszym portalu Controlling 24. Wystarczy, że klikniesz tutaj.