Uczyńmy rok 2012 rokiem demokracji bezpośredniej w gospodarce. Po referendum w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego trzeba będzie przeprowadzić powszechne głosowanie w kwestii obniżenia podatków, skrócenia czasu pracy do czterech dni w tygodniu oraz wydłużenia urlopów wypoczynkowych.
Uczyńmy rok 2012 rokiem demokracji bezpośredniej w gospodarce. Po referendum w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego trzeba będzie przeprowadzić powszechne głosowanie w kwestii obniżenia podatków, skrócenia czasu pracy do czterech dni w tygodniu oraz wydłużenia urlopów wypoczynkowych. Pod koniec roku, kiedy demokracja bezpośrednia w rozwiązywaniu problemów ekonomicznych osiągnie najwyższy poziom, trzeba będzie zaproponować referendum w sprawie podniesienia płac tym, którzy na to zasługują, czyli nam wszystkim. Pracujemy przecież, więc nam się należy, a każdy zarabia zbyt mało jak na swoje potrzeby.
Mam nadzieję, że nie ujawniam tajemnicy państwowej, ale znam już wyniki „emerytalnego” referendum. Znam wynik, nawet gdyby nie doszło do powszechnego głosowania. żaden ze mnie wróżbita, więc proszę nie pytać mnie, skreślenie jakich liczb zagwarantuje zdobycie głównej wygranej w najbliższej kumulacji. Ludzie zachowują się racjonalnie, jeżeli pytamy, czy chcą oni być szczęśliwi, bogaci i zdrowi, to 99% odpowie „tak”. Ten jeden procent też jest na „tak”, ale pomyliło im się i nie w tym miejscu postawili krzyżyk. Kiedy socjalizm chylił się ku upadkowi, władze postanowiły wskrzesić w ludziach ostatnią iskrę nadziei i po ponad czterdziestu latach gospodarki planowej spytały obywateli, czy nadal chcą być „piękni, młodzi i bogaci”. Okazało się, że socjalizm nie zabił podstawowych wartości i większość powiedziała „tak”. Gospodarka socjalistyczna nie posłuchała jednak głosu ludu i nie przestała działać według zasad księżycowej ekonomii. A władza myślała, że referendum uratuje system.
Dobrobytu nie gwarantuje karta do głosowania, lecz praca, czasami długa. I wiedza o tym, co nas otacza i co ma wpływ na nasze życie. I co się stało w ciągu ostatnich dwudziestu paru lat w naszym kraju, w naszej części Europy, na świecie. I jakie są konsekwencje tych zmian. Nie zawsze rozumiemy, dlaczego musimy dłużej pracować, skoro żyje się nam coraz lepiej. Właśnie dlatego, że żyjemy dłużej (statystycznie) i wydłuża się okres pobierania „stypendium z ZUS”, a świadomość konieczności zadbania o swoją przyszłość (wysokość emerytury) nie jest powszechna. Zresztą, kto myśli o emeryturze, mając trzydzieści lat? Kto dzisiaj dyskutuje o wydłużeniu czasu pracy? Politycy, związkowcy… A gdzie są ci, których ta reforma przede wszystkim dotyczy? Młodzi ludzie z kilkuletnim stażem pracy albo ci, co ją właśnie rozpoczynają. Zapytajmy ich o zdanie, zapytajmy o stopień akceptacji reformy. Czy przeciwnicy wydłużenia czasu pracy nie obawiają się, że opinia ludzi młodych mogłaby zakwestionować sens ich protestów? Referendum to prawo wszystkich do podejmowania decyzji, także prawie siedmiomilionowej armii emerytów. W starym radzieckim dowcipie dwóch mężczyzn protestuje przeciwko polityce Gorbaczowa, ograniczającej dostęp do alkoholu. „Czemu protestujesz? Przecież swoje już w życiu wypiłeś”, mówi jeden. A drugi odpowiada: „Zgoda. Ja tak, ale dzieci szkoda”. Patrząc na telewizyjne przekazy z różnych manifestacji i protestów, można nabrać przekonania, że radziecki dowcip stanie się naszą rzeczywistością.
Kiedy już będziemy mogli porównywać się ze Szwajcarią pod względem częstotliwości udziału obywateli w powszechnym głosowaniu, ktoś nagle rzuci pytanie: „kiedy będziemy mieli szwajcarski dobrobyt?”. Zapytajmy ludzi, przecież dobrobyt jest kwestią fundamentalną. Niech wybiorą: w 2013 roku, może rok później, a może za dziesięć lat. Nic z tego, gdyż żadna gospodarka nie chce słuchać głosu ludu. Praw ekonomii nie zmienia powszechne głosowanie. Niestety, ale może dobrze.